Happy New Year!

Happy New Year!

Nie odkładajcie niczego na jutro - "przyszłość zaczyna się dziś"!
Spełnienia marzeń w Nowym Roku!


Uszate nie boją się fajerwerków, hałasu i błysków, ale jak co roku, w sylwestra jesteśmy z nimi, a one z nami i nigdy nie przyszło nam głowy, że mogłoby być inaczej. :) Nowy Rok witamy pełni nadziei, planów i marzeń. Chcielibyśmy, aby nam i naszym bliskim dopisało zdrowie, a wszystko inne samo się ułoży. Uszate po hasaniu w śniegu (tak mieliśmy zimę przez parę godzin) pochrapują sobie pod naszymi nogami, a my właśnie opychamy się ciastem czekoladowym ;) I aktualnie niczego nam więcej nie potrzeba! Do siego roku!
Trzecie urodziny Frodzia :)

Trzecie urodziny Frodzia :)

Frodo pojawił się u nas zupełnie nieoczekiwanie - w domyśle miał być spokojnym, stabilnym czarnym cockerem... A mamy złoty wulkan energii, małego turbo pieska, wyścigówkę na czterech łapach kochającą cały świat! I wiecie co? Uwielbiam go i nic bym w nim nie zmieniła! Jest najsłodszą istotą jaką znam, piękny, odważny, szybki, szalenie inteligentny i baaaardzo kochany! Bądź zdrowy i szczęśliwy chłopaku! <3

Zobaczcie niepublikowane jeszcze zdjęcia Frodo z sesji autorstwa Kasi i Adama Safarewiczów - dziękuję Kochani za te piękne ujęcia!










 


Zdjęcia: Kasia i Adam 
Więcej zdjęć z tej sesji: klik
Skoczyliśmy do schroniska

Skoczyliśmy do schroniska

Czasami kiedy wydaje mi się, że wszystko jest dobrze przemyślane i zaplanowane, okazuje się, że dzieje się coś co by tak łatwo jednak nie było. Tuż przed naszym eventem rozłożył mnie jakiś paskudny wirus odbierający głos, ale dałam radę i jednak skoczyliśmy do schroniska. Właściwie to skoczyliśmy co najwyżej na piłkę, ale wszystko w ramach akcji wspierającej psiaki z naszego białostockiego schroniska.

Mieliśmy z Frodziem pokaz Fitness Dog - to był nasz pierwszy trening w tak trudnych warunkach. Trudnych, rzecz jasna, nie ze względu na organizację, bo ta była bardzo dobra - psy miały odgrodzone miejsce na pokazy, odpowiednio zabezpieczone, na podłodze położyliśmy dywan anty ślizg, a psy wchodziły tylko na parę minut na konkretny pokaz. Trudna ze względu na dużą ilość rozproszeń (dużo zainteresowanych nami ludzi, wpatrujące się w psa rozemocjonowane dzieci, całkiem nowe miejsce, nieznane zapachy, hałas). 

 


Oczywiście nie pokazaliśmy pełnego treningu, a wybrane jego elementy. Frodo wszedł już odpowiednio rozgrzany, więc pokazał tylko trzy przykładowe elementy z rozgrzewki, dwa ćwiczenia sensomotoryczne, dwa równoważne i na świadomość zadu i jedno kombinowane. Zrezygnowaliśmy z pokazywania ostatniej fazy treningu - stretchingu i masażu - zrobiłam to już poza pokazem.




Starałam się też pomóc Frodziowi i bardzo często go nagradzałam za małe sekwencje, zdecydowanie częściej niż robię to na treningach, obniżyłam też wymagania i wybrałam raczej łatwe dla niego ćwiczenia, nie przejmując się tym, co nam nie wyszło. Mój turbo piesek bardzo się starał, chwilami nawet za bardzo. Frodo czasami próbuje podjąć decyzję za mnie, ale tym razem słuchał o co proszę ;) Na początku też nie ogarnął po co tam jesteśmy :D i obawiałam się czy po odpięciu smyczy nie włączy mu się tryb przeszukiwania pomieszczenia - w końcu fitness zawsze ćwiczymy w Horodniance, a każde nowe pomieszczenie zdaniem spaniela trzeba przewąchać. I początkowo Frodo miał swój pomysł i nawet bardzo chciał się witać z dziećmi, ale już za chwilę przełączył się na tryb treningu-jemy-ciastki.


Podsumowując udało się zrobić pokaz, wszyscy cali, piłki nie eksplodowały, Frodo nie zjadł dzieci - żartowałam! ;) To tak a propos sytuacji z wczorajszego spaceru... Idę z Frodziakiem na smyczy i w wąskiej ścieżce mijamy panią ze szczeniaczkiem, psy się witają, a pani:
- O nie, zaraz będzie akcja!
- Jaka akcja?! - pytam, bo psy się spokojnie wąchają.
- Nie ugryzie go?
- Nie, takie małe pieski, to on połyka bez gryzienia - mówię ochrypłym głosem z miną śmiertelnie poważną.
Pani odwraca się nerwowo, łapie pieska na ręce i ucieka.
- Żartowałam! - krzyczę za panią, ale pani znika za zakrętem. Patrzę na merdającego ogonem Frodzia i nie wiem czy naprawdę wzięła Frodka za agresora czy mnie uznała za wariatkę? Nie odpowiadajcie, chyba sama wiem...

Wszystkie piękne zdjęcia, są autorstwa niezawodnego duetu - Kasi i Adama Safarewiczów!
AdamSafarewicz.pl
A ostatnie na dowód, że naprawdę żartowałam ;)


Historia pewnej znajomości

Historia pewnej znajomości

Dzisiaj opowiem historię pewnej znajomości :) Znajomości, która sprawiła, że mimo wielu przeciwności postanowiłam zostać dogoterapeutką i teraz swoją wiedzą i doświadczeniem dzielę się z innymi współprowadząc kursy w Fundacji Psi Uśmiech.

Oczekiwanie i poszukiwania, radość i rozczarowania

Dogoterapią zainteresowałam się jeszcze będąc na studiach. Zbierałam informacje, czytałam i rozmawiałam z osobami prowadzącymi dogoterapię, ale to wszystko wydawało mi się mało profesjonalne i niewłaściwe. Był to okres kiedy w dogoterapii bardzo słabo zwracało się uwagę na dobrostan psa, a zajęcia polegały głównie na głaskaniu, a niejednokrotnie również na kładzeniu dzieci na psy. Dogoterapeuci pracowali często w oparciu o stereotypy dotyczące psich zachowań. Sprawę utrudniał fakt, że nie znalazłam wtedy nikogo, kto prowadziłby profesjonalne zajęcia dogoterapii z osobami dorosłymi. Jeśli już ktoś coś próbował robić w temacie, to były to infantylne spotkania z psem bazujące na schemacie w stylu "porzucamy psu piłeczkę", więc uznałam, że ja tak nie chcę i na długo zarzuciłam ten pomysł. Przestałam się tym interesować aż do momentu kiedy zaczęliśmy z Krzysiem szukać rasy odpowiedniej dla nas (poszukiwania hodowli, to temat na osobny wpis). Temat wrócił i znowu zaczęłam intensywnie szukać informacji dotyczącej pracy w dogoterapii. Mieszkaliśmy wtedy w Krakowie i był to czas oczekiwania na narodziny naszego pierwszego psiaka. Ustaliłam wówczas z Panią Małgosią (właścicielka hodowli Margaret's Pride), że miot będzie miał zrobione testy pod kątem predyspozycji do pracy w dogoterapii, ale nie nastawiałam się, że mój pies będzie pracował. Nawet gdyby takich predyspozycji nie miał, to i tak bardzo chcieliśmy, aby nasz dom wypełniał tupot spanielowych łapek. Mijały tygodnie i wreszcie nadeszła radosna informacja - 30 maja 2013r. na świat przyszło pięć maluszków, a w mailu był załącznik ze zdjęciem całego miotu. Zobaczyłam wtedy złotaska z żółtą wstążeczką i wiedziałam, że to będzie nasz Elmo! W rozmowie telefonicznej potwierdziło się, że jest to samiec, potem były pierwsze odwiedziny, weszliśmy do kojca i jako pierwszy przywitał nas "nasz Żółty". W testach wykazał predyspozycje do pracy z człowiekiem, ale już wcześniej bez względu na to wiedzieliśmy, że to ON będzie z nami :)
W dalszym ciągu zbierałam informacje o kursach dogoterapii, wchodziłam na strony różnych stowarzyszeń i fundacji, dzwoniłam, pytałam i każda rozmowa kończyła się rozczarowaniem. Miałam wrażenie, że psy traktuje się instrumentalnie, na zdjęciach widziałam głupkowate ćwiczenia godzące w dobrostan psa, a w rozmowie powielane mity na temat psów.
Jedna z rozmów, którą najbardziej zapamiętałam:
- A jaką rolę spełnia pies w pani zajęciach? - zapytałam w nadziei, że opowie coś sensownego, wyjaśni jaki rodzaj terapii pies wspomaga.
- Leczniczą! - odpowiedziała pani.
- Ale przecież pies nie leczy!? - oburzyłam się.
- No pies nie, ale kontakt z nim, to już tak. Nawet ślina psa ma cudowne właściwości, jak piesek terapeuta liże dziecku spastycznemu dłonie, to się otwierają! - wyjaśniła mi pani.
I to był koniec naszej rozmowy. Nic dodać, nic ująć! Nie znajduję nawet słów jak skomentować powyższą wypowiedź, ale rozmów na podobnym poziomie odbyłam kilkanaście... :(

W między czasie w miejscu gdzie pracowałam organizowano jakiś event i zaproszono pewną panią dogoterapeutkę z jej psami. Zacierałam ręce na tę wizytę, bo liczyłam na garść informacji. Jakież było moje zdziwienie kiedy pani przyszła z jednym dorosłym i drugim 8 miesięcznym labradorkiem! Na moje pytanie czy nie za młody i czy da radę (dużo ludzi nie umiejących się zachować w obecności psa, zapachy(!), hałas, itd) owa Pani odpowiedziała, że to będzie dla niego dobra socjalizacja. Maluch średnio sobie radził, pani spaliła na pokazie sztuczek dwie komendy, mały był mega zestresowany, a w pokoju gdzie czekali na swoją kolej nażarł się ciasta, które ktoś z pracowników wcześniej zostawił na biurku (nikt z pracowników nie został poinformowany jak należy przygotować się do wizyty psów i jak to wizyta ma wyglądać). Poza tym do tego pokoju wchodziło mnóstwo pracowników zobaczyć urocze pieski, wszyscy je głaskali, cmokali i zaczepiali, a maluch nie za bardzo wiedział co się wokół niego dzieje. Dodatkowo pani nie miała wymagań co do miejsca i liczby osób uczestniczącym w pokazie i psy miały bardzo mało przestrzeni (bo mnóstwo pacjentów chciało psiaki zobaczyć), a wypastowana podłoga sprawiała, że ślizgały im się łapki :( Widząc to byłam załamana, a jak dowiedziałam się, że ta pani prowadzi kursy w Krakowie wiedziałam, że na te kursy nigdy nie pójdę... To był moment kiedy dopadło mnie potworne zwątpienie...

 

"Ampułki śliny", czyli przełom w poszukiwaniach

I wtedy moja cioteczna siostra Ewa nadmieniła, że zna osoby, które prowadzą dogoterapię i organizują kursy w Białymstoku. Byłam nastawiona sceptycznie, pomyślałam sobie, że to będzie kolejna porażka i zarazem ostatnia rozmowa na temat dogoterapii. Telefon odebrała Zosia (ówczesna Prezes Fundacji Psi Uśmiech), po chwili rozmowy słysząc moje wątpliwości zaprosiła mnie na spotkanie. Uznałam, że przejazd pociągiem i odwiedziny rodziców, to może być dobra okazja socjalizacji szczeniaka i kilka tygodni później z czteromiesięcznym Elmusiem stałam pod drzwiami mieszkania Zosi. Otworzyła brunetka, którą wzięłam za Zosię, a tuż za nią pokazała się blondynka, którą uznałam za Gabrysię. Mały Uszatek na moich rękach wzbudził oczywiste zainteresowanie, więc nie było czasu na konwenanse i tak aż do czasu kursu Zosia była dla mnie Gabrysią, a Gabrysia - Zosią! ;)

Nie wiązałam z tą rozmową jakiś głębszych nadziei, od razu i wprost powiedziałam czego oczekuję i czego na pewno nie będę robiła z psem krytycznie odnosząc się do poczynań innych dogoterapeutów, po czym zakończyłam wywód stwierdzeniem, że nie znoszę określenia "pies terapeuta", bo to bardzo niefortunne i nieodpowiednie sformułowanie. Zosia i Gabrysia spojrzały wymownie na siebie (pomyślałam wtedy, że to koniec naszej współpracy), a na ich twarzach zagościł uśmiech! Wspaniale - powiedziała Zosia, jesteśmy dokładnie tego samego zdania - dopowiedziała Gabrysia. Potem jeszcze opowiadałam moje rozmowy z pseudoterapeutami i zaczęłam żartować, że może zaczniemy sprzedawać ampułki śliny "psa terapeuty". Miałam wrażenie, że wreszcie ktoś mnie rozumie! I tak rozpoczęła się nasza wspólna przygoda...

 

Kursy, szkolenia, warsztaty, egzaminy

Kiedy zaczynałam kursy nie było jeszcze w Fundacji możliwości zrobienia jednolitego kursu rocznego, była tylko możliwość szkolenia modułami, czyli Podstawy Dogoterapii, Dogoterapia dla zaawansowanych i Profesjonalny Dogoterapeuta. Teraz jest już wybór - kursy modułowe i kurs jednolity zawierają podobne treści, te same zaliczenia cząstkowe i egzamin. Koniec końców dają te same uprawnienia, ale różnica jest w cenie i praktykach - kurs jednolity wychodzi taniej oraz zawiera więcej zajęć praktycznych, co dla początkujących w zawodzie może być bardzo cennym doświadczeniem.
Miałam mnóstwo wątpliwości czy zaliczę egzaminy, bo nie miałam wtedy jeszcze psiaka, z którym mogłabym pracować. Elmo był malutki i trudno było nawet rokować czy będzie psem pracującym. Oczywiście okazało się, że w Fundacji wszystko było tak zorganizowane, że nie musiałam przyjeżdżać z własnym psem, który nie był do tego gotowy. Zawsze dobrostan psa był na pierwszym miejscu! Zdając drugi egzamin ja przygotowywałam zajęcia i byłam odpowiedzialna za cały konspekt i materiały, ale wspomagała mnie Gabrysia z Cosmo (oczywiście wcześniej dokładnie ustalałyśmy jaka będzie rola psa i w jakich momentach pies będzie aktywny). Jestem pewna, że gdybym chciała zrobić cokolwiek, co godziłoby w dobrostan psa, Gabrysia przerwałaby mi zajęcia i egzamin byłby oblany. Ostatni etap szkolenia był najtrudniejszy i znacznie rozciągnął się w czasie, bo musiałam już mieć praktykę z własnym psem, ale ze względu na dużą odległość mogłam prowadzić zajęcia w swoim miejscu pracy nagrywając filmiki, które potem były omawiane. Dzięki temu nie musiałam psa ciągnąć przez pół Polski i narażać na stres w obcym miejscu. I tak po mniej więcej dwóch latach od naszego pierwszego spotkania odebrałam druk MEN potwierdzający kwalifikacje w zawodzie Dogoterapeuty.

Elmo i ja podczas zajęć biblioterapii z udziałem psa

 

To nie koniec

Po zakończeniu kursu nadal utrzymywałam kontakt z Fundacją, dostawałam informacje o organizowanych przez Psi Uśmiech eventach i od czasu do czasu kontaktowałyśmy się telefonicznie. Nie potrafię wskazać momentu kiedy zaczęłam wnikać w Fundację. Był to pewien proces, który nabrał rozpędu kiedy postanowiłam wspomóc Gabrysię w pracy nad książką "Agata i tajemnice psiego świata". Książka napisana przez Gabrysię była gotowa do druku, ale autorka chciała, aby treści poparte były ilustracjami. Wiem, że zgłosiło się kilka osób, które wykonały fajne ilustracje, ale brakowało w nich aspektu edukacyjnego, czyli zobrazowania treści, na których Gabrysi zależało. Przemyślałam sobie i postanowiłam, że spróbuję wykonać kolaże. Przyznam, że nie było to łatwe, bo drukowane miały być czarno-białe (w oryginale ilustracje są w kolorze) i musiały korespondować z treścią. Niedługo potem Gabrysia zaproponowała mi, abym poprowadziła blok o pracy z osobami dorosłymi w dogoterapii na kursie zaawansowanym, potem kolejny i potem jeszcze jeden. :) I tak, rok temu wraz z Uszatymi staliśmy się częścią Fundacji Psi Uśmiech.
Frodo tropi :)

Frodo tropi :)

Dzisiaj tropieniowy filmik z Frodziem w roli głównej. Miał być bardzo prosty ślad - z trzema zmianami kierunku, i dwoma nawierzchniami - z chodnika, wejście w leśną ścieżkę. Okazało się jednak, że wejście w ścieżkę jest niemożliwe. Ostatecznie ślad przecinała ulica, która wymuszała zatrzymanie psa i przerwanie mu na chwilę pracy, dodatkowo Pan Żołnierz dokumentnie nam zadeptał teren układając ślad zwodniczy i zostawiając własne przedmioty, a na zakręcie, którego miało nie być bardzo mocno wiało, więc z założenia prosty ślad dosyć nam się skomplikował. Zdecydowałam jednak, że podejmiemy wyzwanie. Jak nam poszło sami zobaczcie :)
Dodam tylko, że kamerka i gimbal leżą w domu, a my nagrywamy komórką...


Las jest domem cz.II

Las jest domem cz.II

"On tylko trochę pobiegnie i zaraz wróci", "Mój pies nic nie zrobi sarnie, ona jest większa", "On tylko tak dla zabawy biegnie za zającem, nie zrobi mu krzywdy", "Przecież sarna i tak jest szybsza, pies jej nie dogoni" - to jedne z częstych wytłumaczeń ludzi, których psy gonią zwierzynę. Wszystkie tak samo głupie i bezmyślne, bo każda taka pogoń "dla zabawy" może być katastrofalna w skutkach.

Dzikie zwierzęta są w lesie u siebie, a my wkraczamy na ich teren, a więc wchodzimy do ich domu i wypadałoby zachować się tam przynajmniej poprawnie. Jednym z problemów są ludzie spacerujący po lesie z psami - psami, które nie mają zrobionego przywołania, ludzie - którzy są nieodpowiedzialni. Jeśli pies puszcza się w pogoń za sarną, to dla niej jest to walka na śmierć i życie - sarna nie wie, że pies zaraz odpuści albo, że nie jest w stanie jej dogonić. Sarna czy też inne zwierzę wyczuwa i widzi zagrożenie i robi wszystko, aby wyjść z tej sytuacji, a więc ucieka. Owa ucieczka może być dla niej katastrofalna w skutkach. Uciekając zwierzę traci siły, zdarzają się przypadki, że zwierzę padnie z wyczerpania, zostanie ranne albo pogryzione przez goniące je psy. Wczesną wiosną nie trudno spotkać ciężarne samice, które uciekając mogą stracić ciążę lub przedwcześnie urodzić potomstwo - nie rzadko takie nie w pełni gotowe do przyjścia na świat młode nie ma szans na przeżycie, a jego wykończona matka również może taką pogoń przepłacić życiem.


Większość zwierząt sporą część dnia przeznacza na odpoczynek po to, aby nabrać sił na kolejne żerowanie. Zając zanim zacznie uciekać chwilę trwa w bezruchu, sarny w czasie dnia często leżą w wysokich trawach na skraju lasu, dziki w środowisku leśnym są zazwyczaj aktywne wieczorami lub w nocy, lisy wiosną i latem prowadzą raczej osiadły tryb życia, wracają do tych samych nor na odpoczynek, a w jesieni i  zimie raczej prowadzą życie koczownicze. Ciągłe zmiany jakich człowiek dokonuje w środowisku sprawiają, że tych naturalnych terenów jest coraz mniej, a zwierzęta żyją bliżej ludzi i pojawiają się w okolicy domostw i gospodarstw. Zdarza się, że pomiędzy blokami paradują dziki, lisy grzebią w śmietnikach, a zające kicają wesoło po ogródkach. Ludzie dokarmiają dzikie zwierzęta, a potem są niezadowoleni, że pojawią się one w miastach blisko ich domów. Odrobina wiedzy o zwyczajach zwierząt i baczna obserwacja własnego psa w wielu przypadkach pozwala  na wychwycenie, że zwierzę jest blisko jeszcze zanim pojawi się ono w zasięgu wzroku. Czasami zwierzę nas zaskoczy i zupełnie niespodziewanie wyskoczy z trawy, więc jeśli nie mamy odwołania tak na 100% i jest ryzyko, że nasz pies pobiegnie za zwierzyną trzeba go mieć pod kontrolą. Wyjścia są zasadniczo dwa - albo nie chodź z psem do lasu albo prowadź go na lince. Ewentualnie jeszcze pozostaje zrobić przywołanie na gwizdek, ale to już wymaga dużego zaangażowania i solidnego treningu.  Ma to być reakcja bezwarunkowa, więc pies ma po usłyszeniu gwizdka od razu zawrócić, natychmiast, automatycznie i bez zastanowienia. Jeśli zbyt wcześnie użyjemy gwizdka jako odwołania od zwierzyny, kiedy nie jest on jeszcze dostatecznie "zapisany" w psich mięśniach i pies na niego nie zareaguje, gwizdek zostaje "spalony". I taki trening zaczynamy właściwie od początku.

 

A jak Uszate zachowują się widząc zwierzynę?

Elmo nigdy nie przejawiał jakiegoś wielkiego zainteresowania innymi gatunkami. Kiedyś idąc za jakimś zapachem, który go zainteresował zderzył się z wroną, popatrzył na nią zaskoczony i poszedł dalej. Na widok zająca przypadł na łapy zapraszając go do zabawy...
Frodo za to ma bardzo silny instynkt myśliwski - jako czteromiesięczny szczeniak wskoczył do lisiej nory i wypłoszył z niej lisa, po czym ruszył w pogoń. Zupełnie się tego nie spodziewałam po takim małym szczeniaku. Był to jeden jedyny raz kiedy stracił głowę, ale też nie biegł za lisem długo, parę metrów i wrócił do mnie. Od tego czasu w takich miejscach chodził na lince. W Krakowie mieszkaliśmy w Podgórzu, często mijaliśmy lisy grzebiące w śmietnikach, więc skupianie uwagi na mnie w obecności lisów przepracowaliśmy. Sporo było tam zajęcy, których wprawdzie Frodo nie gonił, ale jak je widział zataczał koło i nad tym też pracowaliśmy. Przyznaję się, nasze psy są często w lesie luzem, ale też są odwoływalne. Ostatnio Frodo nawet w bardzo bliskiej odległości od dzików bez smyczy dostawiał się do nogi i był posłuszny. klik Frodo zachował się idealnie, jednak to spotkanie było zdecydowanie moją porażką... 

Posiadanie psiego przyjaciela, to obowiązek, oprócz zapewnienia mu odpowiednich warunków, pożywienia, spacerów, możliwości rozwoju, szkolenia i socjalizacji, to również obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa - zarówno jemu samemu jak i innym ludziom  i zwierzętom. Nie zapominajmy o tym!
Las jest domem cz.I

Las jest domem cz.I

Idąc do lasu na spacer, po grzyby, na jagody, poziomki czy po szyszki mam zawsze z tyłu głowy, że las to przede wszystkim dom. Dom dla mieszkających tam zwierząt - nie tylko lisów, saren, łosi czy dzików, ale też ptaków, owadów, gryzoni i płazów. I całą dobę tętni tam życie! Różne gatunki o różnych porach bywają aktywne, jak jedne żerują, to inne w tym czasie odpoczywają, więc o każdej porze należy być w lesie czujnym i uważnym. Nie, nie tylko dla własnego bezpieczeństwa - dla bezpieczeństwa tych, którzy są tam u siebie.


Las uczy pokory

Nie jeden raz spacerując z Uszatymi leśną ścieżką spotkaliśmy zająca, sarnę czy lisa. Dopóki psy  nie były w pełni odwoływalne od zwierzyny, chodziły na linkach. Na Podlasiu leśnych terenów jest w bród, a zwierzyny naprawdę dużo, więc gdziekolwiek nie pójdziemy, to muszę się liczyć z tym, że możemy spotkać dzikie zwierzęta, więc odwołanie było priorytetem. Na wsi już mniej więcej ogarnęłam, w których miejscach lisy mają norki, gdzie na skraju lasu w trawie często leżą sarny albo, w którym miejscu ptaki mają gniazda. I takie miejsca omijamy, aby niepotrzebnie nie płoszyć zwierzyny, ale natura potrafi zaskakiwać...

I tak właśnie zaskoczyła mnie ostatnio... Choć w sumie nie powinna zaskoczyć, wystarczyło pomyśleć!  Był czwartek, mieliśmy tropić od 17.00, ale po 15.00 rozpętała się burza, więc odwołałam zajęcia. Po 19.00 pięknie świeciło słoneczko, więc wybrałam się z Frodziem do lasku na Dziesięcinach. Las od strony obwodnicy jest ogrodzony siatką, od strony osiedla parkanem. Sporo tam spacerowiczów i rowerzystów, którzy często skracają sobie drogę do domu. Zaraz przy wejściu jest pierwsza tablica zachęcająca do udania się na spacer proponowaną trasą, a na zachętę opisano przyrodnicze walory tegoż miejsca. Tak więc zachęceni odpowiednio, udaliśmy się na spacer. Froduś tuptał i niuchał radośnie merdając ogonem, ja szłam za nim. I nagle coś czarnego przebiegło przez ścieżkę, Frodo stanął wyraźnie zainteresowany, ogon w ruch i intensywnie wciągnął powietrze nosem. Przywołałam go i jak biegł do mnie drogę przeszło drugie coś - czarne i całkiem spore. O rany! DZIKI!!! Dostawiłam Frodka do nogi, smycz miałam przewieszoną przez ramię, ale bałam się poruszyć, żeby go zapiąć. Tylko spokojnie - myślę - postoimy poczekamy aż pójdą. I poszły i właściwie byłoby po sprawie. Zaczęliśmy się powolutku wycofywać kiedy na drogę wyszły cztery kolejne i te już zwróciły na nas uwagę. Znowu zatrzymałam się udając drzewo, bo w końcu przecież tak mnie uczono. Frodo w tym czasie cały czas przy nodze na kontakcie, próbuje jeszcze lepiej dostawić się do nogi, ale nos mu cały czas pracuje (dużo ostatnio pracowaliśmy nad odroczoną nagrodą i na szczęście całą sytuację zinterpretował jako skupianie uwagi w trudnych warunkach). Dziki straciły nami zainteresowanie i zaczęły iść w przeciwnym kierunku. Ufff znowu powolutku wycofałam się z Frodkiem przy nodze. I nagle usłyszałam coś w krzakach po mojej prawej stronie lekko z tyłu, odwróciłam głowę - DZIK! Wydał mi się ogromny i był naprawdę blisko! Stał w wąskiej ścieżynce, a ja niemal na niego naszłam! I chyba ten dzik poczuł się zagrożony i pewnie naruszyłam jego terytorium (a może to była locha z młodymi?), bo grzebnął raciczką, chrumknął złowrogo i ruszył na nas! Wystraszyłam się nie na żarty, złapałam Frodka na ręce i zaczęłam uciekać w lewo w las. Doskonale wiem, że Frodo pobiegłby za mną, ale nie wiem jak zareagowałby na goniącego nas dzika, więc tak wydało mi się najbezpieczniej. Zobaczyłam dużą kępę krzaków przeszło mi przez myśl, że jak w nią wskoczę i pobiegnę dalej, to może go ta kępa trochę spowolni albo uzna, że już nas nie ma i zrezygnuje. Frodo wtulił się we mnie jakby czuł, że tak trzeba, a ja starałam się chronić go ramionami. Biegłam pewnie dużo dłużej niż to było konieczne uciekając potem bardziej przed własnym strachem niż dzikiem. Mało sandałów nie pogubiłam! Po drodze jakiś konar uderzył mnie w twarz. Zatrzymałam się prawie pod samą autostradą. Puściłam Frodka, radośnie kicał wokół mnie merdając ogonkiem, a ja ledwo stałam na nogach, adrenalina zaczęła opadać i czułam się wyczerpana. Czułam w ustach krew, bolała mnie warga - pewnie rozcięłam- pomyślałam. I w tym momencie zauważyłam, że uciekając zgubiłam smycz. Zadzwoniłam do Krzysia, ale nie odbierał. Bez smyczy przy autostradzie nie pójdziemy. Usiadłam na trawę i miałam totalną pustkę w głowie. Siedzieliśmy tak chwilę, znowu telefon do Krzysia - nie odbiera. Postanowiłam poszukać smyczy, znalazł Frodek, na szczęście blisko nas, bo nie zamierzałam daleko szukać. Ogarnęła mnie głupawka i początkowo nic nie czułam, ale już w drodze do domu potwornie bolała mnie twarz. W domu spojrzałam w lustro - spuchnięty nos i czoło, strużka krwi płynie po nosie, rozcięta warga. Dwoma lusterkami sprawdziłam swój profil - okej niezmodyfikowany, więc w ruch poszły mrożonki "Zupa wiosenna" i jakiś bliżej nieokreślony kawałek mięsa. Następnego dnia rano okazało się, że opuchlizna jest większa i przybiera kolor blue. Z pomocą przyszła mi krioterapia miejscowa - (pani nie bardzo chciała mi zrobić zabieg), ale uprosiłam, bo stwierdziłam, że gorzej chyba i tak już nie będzie. Opuchlizna praktycznie całkowicie zeszła, krwiaka codziennie zamaskowuję, ale nadal boli.
 

I chyba będzie długo bolało, może na tyle długo, że zapamiętam raz a dobrze - dzik prowadzi nocny tryb życia, a wieczorem wyrusza na żer. Nawet jeśli w lesie są tablice z wyznaczonymi ścieżkami spacerowymi, to las zawsze będzie lasem i domem dla zwierząt. Las uczy pokory...

c.d.n...
Tropimy!

Tropimy!

Dzisiaj Uszate tropiły po prawie czterech miesiącach przerwy! Jeszcze przed naszą przeprowadzką zaczęłam szukać tu na miejscu jakiejś grupy tropieniowej, do której moglibyśmy dołączyć. Niestety nic sensownego nie znalazłam i tak narodził się pomysł założenia treningowej grupy Uszate. 

Od pomysłu do realizacji minęło trochę czasu, ale udało się! Uszate i pięć innych psów - BOS Tutek, Śledzie - Eevee i Zuzia, oraz spaniele - Finia i Dżowi w pobliskim lasku zapoczątkowali naszą tropieniową przygodę. Oczywiście było mnóstwo psio - ludzkiej radości i wszyscy Pozoranci zostali odnalezieni! Wymyślanie komend na nawęszenie i tropienie, to zdecydowanie domena Kamila i Maćka ;)


A jak poszło Uszatym? Wspaniale. Ta przerwa chyba była potrzebna, aby w psim mózgu coś się poukładało. Elmo szedł jak po sznurku, świetnie rozkminił zakręt (nie przestrzelił!) i był bardzo zmotywowany - nic nie było w stanie go rozproszyć - ani szczekające psy ani leśne smrodki. Oto krótkie fragmenty z jego śladu:


Frodo opanował emocje przy starcie i po dojściu do Pozoranta, czekał aż podam przedmiot do nawęszenia i nie próbował ruszać przed wydaniem komendy. Miał trudne dla spaniela zadanie, bo część śladu stanowiła zielona, otwarta  przestrzeń, obawiałam się, że będzie próbował kołować i okładać pole, ale dał radę, kicał jak to cockery mają w zwyczaju. Pracy jeszcze oczywiście dużo, ale myślę, że idziemy w dobrym kierunku.

Kosz

Kosz

Nowa sztuczka Frodzia - wbrew pozorom wcale nie należy do łatwych i wymaga przepracowania kilku innych umiejętności. 



Jak nauczyć? Możliwości jest kilka, ja opiszę jak uczyłam Frodo.
1. Pies musi być "rozklikany" (czyli dobrze znać kliker) i nie jest to sztuczka dla psów początkujących.
2. Pies musi umieć trzymać przedmioty w paszczy, targetować łapką i wrzucać różne przedmioty do pojemników.
3. My zaczęliśmy od wyklikania naciskania łapką pedału kosza. Można to zrobić przy pomocy targetu, ale ja postanowiłam kształtować, aby rozruszać psi mózg. Jak już pewnie i długo trzymał łapkę na pedale, to wrzucałam smaczki do kosza, aby wkładał tam głowę. Wprowadziłam komendę "otwórz".
4. Następnie dodałam przedmiot (u nas pomarańczowy ring). Rzucałam go, a Frodo aportował - klikałam za zbliżanie się z przedmiotem do kosza.
5. Kolejny etap to łączenie przynoszenia przedmiotu i naciskania pedału. Kładłam przedmiot na podłodze, jak Frodo zbliżył się do kosza wydawałam komendę "otwórz" i nagradzałam za naciskanie pedału z jednoczesnym trzymaniem ringu w paszczy. Tutaj nie ważne było gdzie spadł upuszczony ring.
6. Na tym etapie zaczęłam wymagać, aby Frodo wziął ring, stanął nad koszem, sam nacisnął łapką pedał i upuszczał ring trzymając łapkę na pedale starając się wycelować w kosz. Nagradzałam każdą próbę smakiem (nawet jeśli ring nie wpadł do kosza, ale go tylko dotknął). A kiedy ring wpadał do kosza była impreza - radość, dużo smaczków i zabawa.
7. Ostatni etap, to podłożenie komendy i wypracowanie, aby przedmiot zawsze lądował w koszu, czyli nagradzałam już tylko te udane próby.

Pamiętajcie, że każdy pies jest inny i przede wszystkim dobrze się bawcie :)
Urodziny Przystojniaka ;)

Urodziny Przystojniaka ;)

Elmo kończy dzisiaj cztery lata! Marzyłam o nim od dziecka, odkąd po raz pierwszy zobaczyłam psa tej rasy! Nawet nie pamiętam co wtedy tak bardzo mi się w nich spodobało - czy ta cockerowa radość czy może żywiołowość i ruchliwość, bo raczej nie zdawałam sobie wówczas sprawy z ich możliwości węchowych... 


To Elmo wprowadził mnie w świat spanieli i jest moim najwspanialszym nauczycielem. To on nauczył mnie, co jest najważniejsze w pracy z psem, z nim poznawałam Kraków i dzięki niemu nawiązałam wiele wspaniałych przyjaźni. Przez kilka miesięcy pracowaliśmy w dogoterapii - wiem, że wielu ludziom dostarczył mnóstwo pozytywnych wrażeń. Uwielbiam go, podziwiam i zawsze wzrusza mnie jego ufność i przywiązanie. Tak pięknie potrafi się do nas dostosować gdziekolwiek jesteśmy i tak niewiele potrzeba mu do szczęścia!


Elmutku nasz kochany po prostu z nami bądź! <3
Dorosły pies

Dorosły pies

Elmo niedługo skończy cztery lata i w końcu mogę powiedzieć, że mam dojrzałego i spokojnego psa. Fajnie jest obserwować teraz efekty kilkuletniej pracy! Cudownie jest mieć odwoływalnego, spokojnego i grzecznego psa, który zawsze wraca na komendę "do mnie". W domu jest oazą spokoju, na spacerze energiczny i wesoły, ale bardzo posłuszny. Kiedy idziemy ścieżką wzdłuż rzeki często mijają nas idący z naprzeciwka ludzie. Jest wąsko i teren dosyć zarośnięty, zdaję sobie sprawę, że spotkanie z brudnym cockerem, to może nie być tym, czego akurat by chcieli. Schodzę wtedy na trawę, przywołuję Elmo, usadzam go przy nodze i czekamy aż ludzie przejdą. Nie macie pojęcia jak mi dziękują i jak się cieszą, że piesek siedzi i czeka, a jakie peany na temat grzecznego Elmusia wypowiadają! Śmieszy mnie to zawsze, ale cóż, no miło mi, tak po prostu! :)

Oczywiście to nie oznacza, że skoro jest grzeczny, to nic nie robimy! Dzisiaj na przykład pracowaliśmy nad przechodzeniem przez jezdnię. Generalnie Elmo potrafi grzecznie przejść przy nodze przez pasy, ale ostatnio na przejściu tuż przed rzeką, zaczynał ciągnąć na smyczy z ekscytacji, że już dochodzimy. Postanowiłam więc to zmienić. Trzy razy chodziliśmy w tę i z powrotem aż w końcu emocje opadły i  Elmo spokojnie pokonał jezdnię. :)






W pracy z psem zawsze będzie coś do przepracowania, coś do zrobienia. Często rozmawiam z osobami, które rozpoczynają szkolenie psa do dogoterapii. Niekiedy wydaje im się, że pójdą na kurs posłuszeństwa, odbędą szkolenie przygotowujące psa do pracy i już, pies nauczony - pies wszystko potrafi ever. Tak nie ma, przez cały czas trzeba psa doszkalać, bez względu czy jest to pies pracujący w dogoterapii czy to przewodnik osoby niewidomej czy nasz psi towarzysz. Oczywiście intensywność szkolenia trzeba dostosować do potrzeb psa, jego wieku i kondycji. Uwielbiam każdy etap psiej drogi - od szczeniaka po seniora! :D




 

Systematyczny spaniel ;)

Systematyczny spaniel ;)

A dzisiaj krótki filmik z "wąchania"! Od pewnego czasu, zarówno w detekcji jak i w tropieniu, pracujemy nad systematycznością, czyli spokojnym i dokładnym przeszukiwaniem na bardzo niskim pobudzeniu. Jak na tak (nad)aktywnego spaniela myślę, że jest już całkiem nieźle. Pamiętacie nasze początki? :D Jak sobie przypomnę kołującego Frodziaka, który szukał w taki sposób jakby okładał pole... Moje zadanie polega teraz na nauczeniu go spokoju, resztę robi jego genialny nos :)



NIe zostawiaj psa przed sklepem!

NIe zostawiaj psa przed sklepem!

Wychodzenie z psem na spacer przy okazji załatwienia innej sprawy i zostawienie go przed sklepem, apteką, pocztą, etc., to nie jest spacer. W spacerowaniu nie chodzi przecież tylko o to, aby pies się przeszedł. To czas kiedy robimy coś razem, to moment budowania więzi, wspólna przygoda, bo dla naszych psów jesteśmy całym światem. I w tej ważnej dla nich sprawie jaką jest spacer są od nas uzależnione. Dla człowieka to tylko chwila w jakimś budynku, dla psa czekanie, to cała wieczność, często w dużym stresie i wśród różnych zagrożeń.


Powodów, dla których nie należy zostawiać psa bez opieki przed sklepem czy innym budynkiem jest bardzo wiele. Przede wszystkim narażamy go na niepotrzebny stres. Właściciel znika psu z oczu, często okrasza to zniknięcie wylewnym monologiem, w którym wyjaśnia co za chwilę nastąpi. Ile z tego rozumie pies? A no tyle, że człowiek poszedł i go nie ma. Psy czasami nawołują właściciela wyjąc, czasami piszczą, szczekają albo powarkują, a czasami siedzą spokojnie. I te najspokojniejsze chyba mają najgorzej, bo interesują się nimi inni ludzie - podchodzą, głaszczą, klepią po głowie, cmokają, gadają. Interesują się nimi dzieci piszczące z zachwytu jaki ten piesek jest słodki, interesują się dorośli i panowie menele, którzy czasami nawet jak pies warknie, próbują mu usilnie przekazać jak to bardzo kochają psy. A pies wysyła sygnały*, których ludzie nie rozumieją albo źle je interpretują - jak mruży oczy, to myślą, że mu dobrze, jak ziewa, to pewnie śpiący, a jak się oblizuje, to zgłodniał. I nie raz nakarmią biednego psa czymś, czego pies absolutnie jeść nie powinien albo czymś co mu szkodzi. Nie mówiąc już o skrajnych przypadkach kiedy ktoś chce celowo psa otruć. Niektórzy ludzie stają przed psem i intensywnie wpatrują się mu w oczy, takie zachowanie nie jest naturalne dla psów, w psim świecie jest jak rzucenie wyzwania, grożenie. W trakcie szkolenia uczymy psy, że kontakt wzrokowy jest czymś dobrym i że tego oczekujemy, ale czym innym jest dla psa nawiązywanie kontaktu wzrokowego z właścicielem, a czym innym wpatrywanie się w oczy psu siedzącemu w stresie przed sklepem.

Zdarza się, że pies nie wytrzyma tych wszystkich wylewności i kłapnie pyskiem albo ugryzie. Rozzłoszczony człowiek może zrobić psu krzywdę, rodzic w obronie własnego dziecka również może zachować się mało przewidywalnie. Czasami pies nie musi nic robić, aby stać się ofiarą ataku. Niczemu nie winny pies może zostać przestraszony, a nawet pobity. Pies, który czuje się zagrożony może uciec się do ostateczności, czyli użyć zębów i może wyrządzić dziecku czy dorosłemu krzywdę. Dziecko zupełnie nieświadome zagrożenia i mające przecież dobre intencje, może zapłacić wysoką cenę - sytuacje pogryzień wywołują nie tylko ból fizyczny, ale czasami również trwały lęk lub mogą prowadzić do kynofobii. Takie sytuacje prowadzą też do konfliktu rodzic - właściciel psa. Kto zawinił? Właściciel, bo zostawił psa pod sklepem, czy rodzic, bo pozwolił dziecku podejść do obcego psa? Oczywiście winni są wszyscy, tylko nie wszyscy będą chcieli się do tego przyznać, ale wszystko odbija się na psie. Pozostawienie psa w kagańcu także nie jest wyjściem z sytuacji - zwierzę może być jeszcze bardziej zestresowane, a jego reakcje silniejsze.

Wiele psów pokornie znosi wszystkie przejawy zainteresowania, ale przeżywa ogromny stres, który nie opada wraz z pojawieniem się właściciela, bo potrzeba czasu, aby podniesiony poziom kortyzolu we krwi wrócił do normy. Systematyczne narażanie psa na silne bodźce stresowe i nie rozładowywanie tego napięcia powoduje nieodwracalne zmiany w jego organizmie. Poza tym pies czekający przed sklepem nie wie czego się spodziewać i co się za chwilę wydarzy, jest w napięciu i niepewności. Pies nie rozumie, że zniknęliśmy tylko na chwilę po bułki, pies stracił nas z oczu i cała jego uwaga przekierowana jest na pełne napięcia oczekiwanie.

Niejednokrotnie obok psa pozostawionego przed sklepem, inny właściciel przywiązuje drugiego psa. I to jest sytuacja patowa, bowiem obce sobie psy na ogół nie przebywają ze sobą tak długo. Na spacerach witają się i idą dalej, jest też mnóstwo innych bodźców, które je zajmuje, a tutaj muszą przebywać dłuższą chwilę w obecności nieznanych im psów. To bardzo niekomfortowa dla nich sytuacja (szczególnie dla tych, które są niepewne siebie). Właściciel może powiedzieć "a mój pies bardzo lubi inne psy i chce się ze wszystkimi witać", ale z doświadczenia wiem, że to lubienie czasami polega na tym, że pies nie ogarnia emocji i wyrywa się do wszystkich czworonogów przekraczając ich granice albo wita się i robi zadymę. To lubienie, to często "polowanie" na inne psy i zaganianie ich, ale interpretowane przez właścicieli w kategoriach dobrej zabawy. To lubienie czasami nie jest wcale lubieniem, a jakimś wyuczonym sposobem radzenia sobie z trudną dla nich sytuacją wzmocnioną po stokroć przez ludzi. Takie sytuacje mogą przyczynić się do konfliktu między dwoma psami czekającymi na swoich właścicieli. Nasz pies może zostać pogryziony przez innego psa albo odwrotnie - wyrządzić innemu psu krzywdę.

Kolejną kwestią są warunki w jakich ludzie zostawiają psy - jedno to warunki atmosferyczne, drugie - sposób przywiązania psa. Latem, nawet w cieniu, chodnik czy asfalt jest bardzo rozgrzany, zimą - lodowaty. Spróbujcie w upalny dzień stanąć boso na rozgrzanym chodniku. Ile wytrzymacie w jednym miejscu? Sądzę, że niedługo. Latem pies narażony jest na przegrzanie, zimą na przemarznięcie. Druga kwestia dotyczy sposobu przywiązania psa - bardzo często smycz jest zawiązana w taki sposób, aby pies nie oddalał się. Przez to nie ma możliwości wycofania się czy odejścia, jeśli coś go przerasta. Z kolei psy pozostawione bez smyczy lub słabo przywiązane mogą uciec i się zgubić, mogą pobiec za kotem czy ptakiem albo wpaść pod samochód. Pies jest zatem narażony na utratę zdrowia lub życia.

Jedną z najgorszych rzeczy jaka może spotkać naszego psa jest kradzież. I to wcale nie są rzadkie sytuacje. To jest chwila, w której tracimy psa z oczu i już go nie ma. Nikt nic nie wie, nikt nie widział. Znikają bez wieści psy małe i duże, spokojne i pobudliwe, łagodne i agresywne. Złodzieje mogą wszystko zaplanować lub zadziałać pod wpływem chwili i zabrać naszego psa. Taki pies może się już nigdy nie znaleźć...

Różni ludzie, mają różne pomysły - czasami dla głupiego żartu doprowadzają do niebezpiecznych sytuacji. Potrafią zabrać psa i przywiązać z drugiej strony sklepu, odpiąć psa ze smyczy, zdjąć kaganiec, podać psu niebezpieczną substancję lub rozdrażnić. A wy nawet nie będziecie wiedzieli, że coś takiego miało miejsce.

Coraz częściej w okolicy centrów handlowych znajdują się wydzielone i nawet zacienione miejsca dla psów, czasami nawet ustawione są specjalne budki i miski z wodą. A wiadomo, że do centrum handlowego ludzie raczej nie idą na pięć minut, a spędzają tam znacznie więcej czasu. Niestety cokolwiek by tam nie postawić, to ciągle pies jest narażony na wszystko o czym pisałam. A takie "specjalne miejsca" tylko zachęcają do tego, aby zostawić tam psa, bo przecież skoro coś takiego jest, to znaczy, że można. Ja uważam, że nie można! Choćby tam stało najwspanialsze psie legowisko, to odpowiedzialny właściciel nie powinien zostawić swojego przyjaciela bez opieki! Coraz częściej słyszę też o pomysłach ustawienia pod sklepem specjalnych klatek lub skrzynek, w których możemy psa zamknąć. Tylko po co? Przecież pies nic, poza stresem, z tego nie ma. To nie lepiej, aby został w domu? Głupi chwyt marketingowy dający przyzwolenie na narażanie psa na niepotrzebny stres.

Zanim zostawicie psa pod sklepem zastanówcie się czy chcecie zupełnie niepotrzebnie narażać waszego Przyjaciela na taki stres...

Poniżej plakat dostępny na naszym facebookowym profilu do udostępniania.


* Polecam książkę Turid Rugaas "Sygnały uspokajające Jak psy unikają konfliktów". To cieniutka książeczka z mnóstwem obrazków, która w bardzo czytelny sposób wprowadzi was w świat psiej komunikacji.
Otwarcie sezonu

Otwarcie sezonu

Dzisiaj Uszate miały bardzo intensywny dzień. Rano byliśmy na wsi - zobaczcie jaką piękną mamy wiosnę przed domem! :D A potem było otwarcie sezonu pływackiego (wprawdzie Frodo po raz pierwszy w tym roku pływał 1 stycznia na Noworocznym spacerze, ale przyjmijmy, że to był coś w rodzaju spotkania morsów, a teraz oficjalnie rozpoczynamy sezon na moczenie futer ;)
Odkryliśmy przy tym fantastyczne miejsce - tak wygląda psi raj! Chociaż zdjęcia robione na szybko komórką zdecydowanie nie oddają klimatu tego miejsca, to wierzcie mi, że było fantastycznie. I to 9 km od naszego obecnego miejsca zamieszkania! Stosunkowo blisko od centrum, a pusto i spokojnie, głośno od ptactwa najróżniejszego,  mnóstwo krzyczących rybitw, woda, szuwary, trawy i przestrzeń. Nasze psy po raz pierwszy chyba widziały tyle ptaków w jednym miejscu! Początkowo Frodo je płoszył, ale po pięciu minutach stwierdził, że to bez sensu i zajął się pływaniem. Za to właśnie kocham to miasto - nie trzeba daleko jechać, aby być na łonie natury...

Nasza wieś...









  
Otwarcie sezonu na moczenie futer!

Tak wygląda spanielowy raj :)













Copyright © 2014 Uszate , Blogger