Brak tytułu


Uszate testują 


Wczoraj Uszate dostały nową zabawkę węchową - Poker Box 1 z serii Trixie Dog Activity. Jestem ogromną fanką kreatywnych zabawek dla psów, zwłaszcza tych angażujących ich węch :)  Zaletą zabawki jest to, że można dowolnie zmienić ustawienie pudełeczek i stronę, w którą mają się otwierać. Poza tym jest dosyć duża, całkiem nieźle wykonana, ma antypoślizgowe nóżki, więc nie suwa się. Myślę, że nadaje się również dla dużych psów. 
Stanowi też fajną pomoc do dogoterapii, zwłaszcza, jeśli pracujemy z pacjentem nad usprawnianiem motoryki małej.
Poniżej dwa filmiki z Uszatymi - bardzo lubię nagrywać ich pierwszy kontakt z nowym przedmiotem, nie działają jeszcze na pamięć, tylko szukają rozwiązań :) Przy okazji widać jak różne mają temperamenty... :)






Brak tytułu


Hu hu ha


Taką zimę chcemy! Ze śniegiem!





Brak tytułu

Noworoczne życzenia od Uszatych


Uszate życzą radosnych spacerów, 
miękkiej kanapy, 
dużo ptaków do płoszenia, 
miski pełnej chrupaków,
fajnych zabawek,
dużo czasu spędzanego razem
i żeby wszystko spełniało się szybko...





Brak tytułu



Wspomnienie Uszatych

Rok temu 25 grudnia…


 


 

Brak tytułu

Uszate w parku



Uszate zapraszają na shortfilm :) 




Brak tytułu

O tym jak niebezpieczna może być książka...


Dzisiaj nie o Uszatych, choć też w psiej tematyce, a właściwie o psie w literaturze i niebezpieczeństwie, jakie ta literatura niesie.

Jako terapeutka chętnie wspomagam się metodą biblioterapii. Teksty, w których obecny jest wątek psa są bardzo dobrze odbierane przez moich pacjentów, więc czytamy takie książki. Znalazłam mnóstwo propozycji, niestety głównie dla dzieci, ale dla dorosłych też się coś znalazło. Zależało mi na ciekawych historiach, niezbyt długich opowiadaniach, z ciekawym wątkiem, morałem, puentą dającą do myślenia. I tak przeszukując strony internetowe znalazłam opis książki pasujący do moich oczekiwań – Renata Piątkowska, Najwierniejsi Przyjaciele, Niezwykłe psie historie. Wprawdzie okładka trochę mi nie podeszła, ale co tam okładka, ważna treść. Pojechałam do księgarni, pani zachwalała książkę, zajrzałam do środka – ładne ilustracje, krótkie opowiadania, każde zatytułowane imieniem psa, który jest bohaterem utworu, poprzedza je rysunek psa i aforyzm – biorę!

I wiecie co? Żadna, naprawdę żadna książka nie rozczarowała mnie tak jak ta… Złamała mi serce, zamiast „niezwykłych psich historii”, infantylne historyjki, w większości pisane bez polotu, a co gorsza antropomorfizujące psa. A jedno z opowiadań o Bratku, który odwiedza chore dziecko w szpitalu zwyczajnie mnie rozzłościło. Ja rozumiem, żeby to było napisane 10 lat temu, ale książka wydana w 2014 roku! A zaczyna się od sformułowania, że pies leczy „niczym prawdziwy lekarz”. Często w takim potocznym języku mówimy, że pies wyleczył kogoś z depresji, czy też pomógł przezwyciężyć jakieś trudności, ale kiedy mowa o zajęciach z udziałem psa w szpitalu, to mówienie takich rzeczy jest nie na miejscu. W rzeczywistości pies nie leczy, jego futro nie ma cudownych mocy, a ślina, to nie magiczny eliksir. Pies nie jest terapeutą, jest nim człowiek, który to odpowiedzialny jest za interakcję psa z dzieckiem czy chorym człowiekiem, za dobrostan pacjenta i dobrostan psa. Pies może stać się motywatorem do działania, do zmiany, jego obecność może ruszyć jakiś proces, dodać sił i wiary, przełamać rutynę, ale nie leczy! Tymczasem czytam, że do chorej dziewczynki ze złamaną nogą przyszedł człowiek z psem i mówi: „To jest Bratek. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, posiedzi z tobą przez chwilę.” O – myślę, może nie będzie tak źle? Po czym czytam dalej, że opiekun psa wychodzi, dziecko zostaje samo z psem, pies wskakuje na łóżko, aportuje rzucaną przez dziewczynkę maskotkę, potem dziewczynka karmi go krówkami, następnie czesze go grzebykiem i zakłada kokardkę. Prawie wszystkie mity na temat dogoterapii na jednej stronie – no pogratulować autorce. I dzięki takim książkom utrwalamy obraz psa jako żywej maskotki, której można wiązać kokardki, karmić cukierkami i naruszać jej przestrzeń. Utrwalamy obraz zajęć z udziałem psa, jako spontanicznej, niekontrolowanej interakcji dziecka z psem. A tymczasem liczba pogryzień dzieci rośnie w zastraszającym tempie, bo powielane są mity na temat psów, opowiadane głupie historyjki o psach – superbohaterach, bo nie edukuje się dzieci o dobrostanie zwierząt, bo niektórzy hodowcy kreują obraz szczeniaka jako małej przytulanki i wreszcie dlatego, że w Polsce każdy może być terapeutą, bo nie ma odpowiednich uregulowań prawnych, co mam nadzieję niedługo się zmieni. A dobrostan psa biorącego udział w spotkaniach z dziećmi jest niejednokrotnie radykalnie naruszany.

Aby było jasne – nie atakuję autorki, chociaż uważam, że powinna brać odpowiedzialność za to, co pisze, zwłaszcza, że na okładce widnieje jej zdjęcie z psem, a poniżej przedstawiona jest jako znana i ceniona autorka książek dla dzieci, więc może być uważana za autorytet. Zatem niech znani i cenieni autorzy książek dla dzieci edukują, a nie powielają mity, bo dzieci, chłonne jak gąbka, doskonale zapamiętują, co my dorośli im przekazujemy.

Proszę Was kupujcie dzieciom książki, które kształcą, uczcie szacunku dla psów i akceptowania ich przestrzeni, bo może właśnie dzięki temu Wasze dziecko uniknie niebezpiecznych sytuacji w kontaktach z psami, a i Waszym czworonożnym Psijaciołom będzie lepiej w naszym ludzkim świecie…

Brak tytułu

Latający ideał...


Podgórze jest ciekawe spacerowo – są tereny zielone, są miejsca pełne ludzi i bardzo odludne, nietrudno znaleźć pusty teren, żeby pies mógł swobodnie pobiegać, ale też są miejsca gwarne, gdzie jest mnóstwo rozproszeń. Nadal jeszcze wyszukuję w okolicy uliczki, alejki czy skwerki, których Frodo nie zna i które razem eksplorujemy. Jest tylko jeden problem… Mnóstwo biegających luzem psów, których właściciele albo nad nimi nie panują albo nie chcą panować albo uważają, że polowanie i podgryzanie, to doskonała zabawa… Dzisiejszy spacer z Frodkiem był dla mnie, mimo wszystko, bardzo budujący.To, że muszę mieć oczy naokoło głowy, to oczywiste. To, że Frodek cieszy się wszystkim i chłonie świat całym swoim małym serduszkiem, to też jest wiadome. Ale, że zobaczę efekty naszej pracy w tak wielu aspektach, to się nie spodziewałam ;)
Poszliśmy na łąkę przy forcie. Frodo zobaczył nieznajomego psa, chciał od razu biec, ale „nie witamy się”, poszliśmy sobie dalej. Nieco dalej zobaczyliśmy dwóch ludzi i cztery psy, rozpoznałam Luxa, Inkę i ich Panią, pozostali jacyś nieznani. Normalnie Frod szarpał się, żeby natychmiast pobiec, a tu nic, grzecznie usiadł, nawiązał kontakt wzrokowy, nagrodziłam, odpięłam smycz, nadal nawiązywał kontakt wzrokowy, pozostał w miejscu na czekaj, wróciłam, nagrodziłam sowicie i pozwoliłam biegać wolno. (ŁAŁ!)
Doszliśmy do psów. Wszystkie biegały luzem. Lux (mój ulubieniec) natychmiast do mnie podszedł z rozmerdanym ogonem. Frodek w tym czasie zapoznawał się z niedużym psem takim trochę terierowatym. Powąchały się, po czym tamten ogon w górę i wrrrrrr. Frodek fajt na plecy i zesztywniał (o Boże, myślę, jakiego mam genialnego psa, unika konfliktu!).
A Pan od terierowatego: „Ale ma pani dziwnego psa, jakiś niemrawy, mój to każdego rozrusza, bo on, wie pani tak się bawi, że tak biega za drugim psem i jakby atakuje, taka zabawa…” – dalej nie słuchałam, wiedziałam, że wszelka dyskusja nie ma sensu :(
 Nie miałam ochoty oglądać jak jakiś pies poluje na Frodo, więc odgrodziłam ich od siebie, powiedziałam, że musimy już iść i odwołałam Frodzia. Pobiegł za mną uradowany. Kolejny Pan z psem, którego będziemy omijać :(
Frodo pobiegał, powęszył, przepłoszył wrony, pobuszował w krzakach, poćwiczyliśmy skupianie uwagi. Na horyzoncie pojawił się pies.  Z daleka myślałam, że jest na smyczy, zawołałam Frodo. Zawahał się chwilę, po czym przybiegł. Nagrodziłam, wychwaliłam pod niebiosa. Puściłam. Pies go totalnie zignorował, więc i Frodek poszedł penetrować krzaki. Cudownie!
Wracamy. Ruchliwa ulica (Wielicka), dwa przejścia ze światłami, przeszliśmy CAŁE dwie zebry na kontakcie wzrokowym. Wsiedliśmy do tramwaju, żeby podjechać przystanek, grzecznie siedział, ani razu nikogo nie zaczepiał, nie skakał, nawet nie włożył dzioba do cudzej torby. Wróciliśmy do domu na LUŹNEJ smyczy (wprawdzie z założonym kantarkiem, ale to i tak uważam za sukces). No ideał, latający ideał ;)



Copyright © 2014 Uszate , Blogger