When life gives you lemons - make lemonade!

When life gives you lemons - make lemonade! - to zdanie, to moje tegoroczne postanowienie! A wiadomo, że wszystko powstaje najpierw w naszej głowie. Zatem jeśli ktokolwiek będzie mi próbował zepsuć moją złotą myśl - kopnę w tyłek (choćby wirtualnie), żeby się ogarnął! ;) Początek roku to czas postanowień, planów, podsumowań... U nas plan na ten rok, to kontynuacja postanowień podjętych w zeszłym roku plus parę bonusów! 


Obiecałam sobie, że będę lepiej wykorzystywała swój potencjał i nie będę dążyła do hiper-perfekcji. Wiem, wiem brzmi jak wyryta na pamięć regułka po coachingu ;) Ale naprawdę! Będę działała zamiast się zastanawiać czy ja, czy na pewno, czy może jeszcze powinnam... itd. Obiecałam sobie, że zrobię dwa kursy zawodowe z terapii, które dadzą mi dodatkowe umiejętności. Odkąd mam prywatny gabinet nikt (żadna kretyńska ustawa) nie może mnie przymusić do robienia kolejnego niepotrzebnego kursu albo "podyplomówki". Szach-mat! Koniec z jeżdżeniem na szkolenia, na których przedstawiają badania sprzed 10 lat i z których nie wynoszę niczego poza notatnikiem i długopisem! Będę zamiast tego czytała jeszcze więcej mądrych artykułów i książek. :D  
Dobra, do brzegu, bo wypływam nie w te morza, o których chciałam pisać.

Przejdźmy do bonusów - mam cztery marzenia - dwa wyjazdowe i dwa tajemnica. Napaliłam się jak kornik na szafę, że zrobię TO! Marzenie, które pielęgnuję w głowie niczym ogrodnik kaktusa, a więc nie robiąc z nim prawie nic, a które wcale nie jest takie niemożliwe i kolczaste jak mi się początkowo wydawało. Minęło parę dni odkąd sobie powiedziałam "I do it" i robi się, nie samo oczywiście! Zaliczyłam przy tym dwie wtopy, heheszki, spojrzenia w stylu "z czym do ludzi" i trochę siniaków, ale warto!

Odnośnie wyjazdów - tu pewnie zastanawiacie się gdzie Uszate chcą pojechać? W jakież to fenomenalne miejsce można pojechać ze spanielową mafią? Ekhem... MORZE ZIMĄ! Czujecie to? Obłędny kolor morza na tle mroźnego nieba i jasna plaża! I szuuuuum fal i piasek, wszędzie piasek! To co ja uważam za urlop życia, niekoniecznie jest urlopem życia Krzysia, ale może wypracujemy kompromis. To znaczy na razie zareagował dosyć emocjonalnie, ale to był pierwszy szok, miał prawo. :) W moim pomyśle niebywałą zaletą jest fakt, że do a akcji o kryptonimie "morze zimą" nie potrzeba śniegu, woda w Bałtyku i tak jest zawsze zimna, łeb nad morzem urywa też zawsze, a jakby ktoś chciał jeszcze dla zdrowotności pojechać, to może sobie pomorsować! Genialne, prawda? No może z tym morsowaniem lekko przegięłam, bo to chyba tylko Frodo by skorzystał, ale reszta wszystko prawda! Drugie marzenie wyjazdowe, to Karkonosze! W Liceum i na studiach spędzałam tam każde wakacje! Cieplice znałam jak własną kieszeń! W trakcie prezentacji marzenia numer dwa, Krzyś reagował już zdecydowanie lepiej, choć też bez większego entuzjazmu. Stały punkt każdego roku, to wyjazd do Krakowa. Na pewno będą też mniejsze wyjazdy, seminaria z psami, w planach są też zawody i więcej treningów!

Poza tym będę więcej pisała i to za sprawą pewnego spotkania po latach! Kiedyś pisywałam felietony (pod pseudonimem) do pewnego niszowego czasopisma. I spotkałam właśnie taką osobę, która wiedziała, że to ja je pisałam. Spotkanie zaczęło się od zdania "Basia to naprawdę ty?!" Jakbym była jakimś wymarłym gatunkiem człowieka - Tyranozaurus Bejtmanus albo Barbarus Diplodocus ;) I po tym mało optymistycznym początku padło pytanie: "A piszesz jeszcze? Jak ja uwielbiałam twoje felietony!" Serio?! Ktoś o nich pamięta?! Nawet ja je zapomniałam! :) Zacząć pisać po długim czasie nie pisania nie jest łatwo. Niby masz tyle do powiedzenia, a jak stukniesz paluszkiem w guziczek na klawiaturze, to jakaś trema dopada. Jak to, co masz w głowie przeklikasz na monitor, to jakoś tak nie brzmi zbyt mądrze... "Z pisaniem jest jak z lawiną, zaczyna się od odrobiny śniegu, ale potem jest go coraz więcej i więcej..."* Niestety lawiny mają też ofiary i są monotematyczne, tylko śnieg i śnieg. Śnieg lubię, ale tylko dlatego, że mamy go przez kilka miesięcy, a nie okrągły rok. I zaczyna się wzorowo - masz pomysł, nawet ciekawy. Zaczynasz pisać i potem przypomina ci się anegdotka z jakiegoś wyjazdu, który był seminarium z psem. I ta króciutka anegdotka wymaga nakreślenia pewnego kontekstu, bo inaczej byłaby niezrozumiała. I jak już zaczniesz nakreślać pewien ogólny obraz sytuacji, to przewodnia myśl tegoż felietonu staje się jedynie mglistym wspomnieniem i... wychodzisz na monotematycznego oszołoma. Resztkami godności rozrzuconej po podłodze jak psie kłaczki próbujesz wrócić do tematu, zbierasz myśli i nagle... kawa się skończyła, pies chce wyjść teraz-natychmiast, a twój felieton znowu ma tylko tytuł... Ale pamiętajcie "When life gives you lemons..." Dobrego dnia Kochani i dajcie znać czy dotarliście do tego miejsca! :)

*Charlotte Link, Ciernista róża

5 komentarzy:

  1. Bardzo dobrze, że wszedłem na ten blog. Na pewno na tym blogu zostanie na dłużej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny blog. Warto na tym blogu przebywać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy blog. Na tym blogu na pewno warto być.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja poczekam jak będzie więcej komentarzy. Wtedy na pewno będzie bardzo dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy blog. Tak naprawdę to bardzo dużo osób powinno tutaj wejść.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Uszate , Blogger