Las jest domem cz.I

Idąc do lasu na spacer, po grzyby, na jagody, poziomki czy po szyszki mam zawsze z tyłu głowy, że las to przede wszystkim dom. Dom dla mieszkających tam zwierząt - nie tylko lisów, saren, łosi czy dzików, ale też ptaków, owadów, gryzoni i płazów. I całą dobę tętni tam życie! Różne gatunki o różnych porach bywają aktywne, jak jedne żerują, to inne w tym czasie odpoczywają, więc o każdej porze należy być w lesie czujnym i uważnym. Nie, nie tylko dla własnego bezpieczeństwa - dla bezpieczeństwa tych, którzy są tam u siebie.


Las uczy pokory

Nie jeden raz spacerując z Uszatymi leśną ścieżką spotkaliśmy zająca, sarnę czy lisa. Dopóki psy  nie były w pełni odwoływalne od zwierzyny, chodziły na linkach. Na Podlasiu leśnych terenów jest w bród, a zwierzyny naprawdę dużo, więc gdziekolwiek nie pójdziemy, to muszę się liczyć z tym, że możemy spotkać dzikie zwierzęta, więc odwołanie było priorytetem. Na wsi już mniej więcej ogarnęłam, w których miejscach lisy mają norki, gdzie na skraju lasu w trawie często leżą sarny albo, w którym miejscu ptaki mają gniazda. I takie miejsca omijamy, aby niepotrzebnie nie płoszyć zwierzyny, ale natura potrafi zaskakiwać...

I tak właśnie zaskoczyła mnie ostatnio... Choć w sumie nie powinna zaskoczyć, wystarczyło pomyśleć!  Był czwartek, mieliśmy tropić od 17.00, ale po 15.00 rozpętała się burza, więc odwołałam zajęcia. Po 19.00 pięknie świeciło słoneczko, więc wybrałam się z Frodziem do lasku na Dziesięcinach. Las od strony obwodnicy jest ogrodzony siatką, od strony osiedla parkanem. Sporo tam spacerowiczów i rowerzystów, którzy często skracają sobie drogę do domu. Zaraz przy wejściu jest pierwsza tablica zachęcająca do udania się na spacer proponowaną trasą, a na zachętę opisano przyrodnicze walory tegoż miejsca. Tak więc zachęceni odpowiednio, udaliśmy się na spacer. Froduś tuptał i niuchał radośnie merdając ogonem, ja szłam za nim. I nagle coś czarnego przebiegło przez ścieżkę, Frodo stanął wyraźnie zainteresowany, ogon w ruch i intensywnie wciągnął powietrze nosem. Przywołałam go i jak biegł do mnie drogę przeszło drugie coś - czarne i całkiem spore. O rany! DZIKI!!! Dostawiłam Frodka do nogi, smycz miałam przewieszoną przez ramię, ale bałam się poruszyć, żeby go zapiąć. Tylko spokojnie - myślę - postoimy poczekamy aż pójdą. I poszły i właściwie byłoby po sprawie. Zaczęliśmy się powolutku wycofywać kiedy na drogę wyszły cztery kolejne i te już zwróciły na nas uwagę. Znowu zatrzymałam się udając drzewo, bo w końcu przecież tak mnie uczono. Frodo w tym czasie cały czas przy nodze na kontakcie, próbuje jeszcze lepiej dostawić się do nogi, ale nos mu cały czas pracuje (dużo ostatnio pracowaliśmy nad odroczoną nagrodą i na szczęście całą sytuację zinterpretował jako skupianie uwagi w trudnych warunkach). Dziki straciły nami zainteresowanie i zaczęły iść w przeciwnym kierunku. Ufff znowu powolutku wycofałam się z Frodkiem przy nodze. I nagle usłyszałam coś w krzakach po mojej prawej stronie lekko z tyłu, odwróciłam głowę - DZIK! Wydał mi się ogromny i był naprawdę blisko! Stał w wąskiej ścieżynce, a ja niemal na niego naszłam! I chyba ten dzik poczuł się zagrożony i pewnie naruszyłam jego terytorium (a może to była locha z młodymi?), bo grzebnął raciczką, chrumknął złowrogo i ruszył na nas! Wystraszyłam się nie na żarty, złapałam Frodka na ręce i zaczęłam uciekać w lewo w las. Doskonale wiem, że Frodo pobiegłby za mną, ale nie wiem jak zareagowałby na goniącego nas dzika, więc tak wydało mi się najbezpieczniej. Zobaczyłam dużą kępę krzaków przeszło mi przez myśl, że jak w nią wskoczę i pobiegnę dalej, to może go ta kępa trochę spowolni albo uzna, że już nas nie ma i zrezygnuje. Frodo wtulił się we mnie jakby czuł, że tak trzeba, a ja starałam się chronić go ramionami. Biegłam pewnie dużo dłużej niż to było konieczne uciekając potem bardziej przed własnym strachem niż dzikiem. Mało sandałów nie pogubiłam! Po drodze jakiś konar uderzył mnie w twarz. Zatrzymałam się prawie pod samą autostradą. Puściłam Frodka, radośnie kicał wokół mnie merdając ogonkiem, a ja ledwo stałam na nogach, adrenalina zaczęła opadać i czułam się wyczerpana. Czułam w ustach krew, bolała mnie warga - pewnie rozcięłam- pomyślałam. I w tym momencie zauważyłam, że uciekając zgubiłam smycz. Zadzwoniłam do Krzysia, ale nie odbierał. Bez smyczy przy autostradzie nie pójdziemy. Usiadłam na trawę i miałam totalną pustkę w głowie. Siedzieliśmy tak chwilę, znowu telefon do Krzysia - nie odbiera. Postanowiłam poszukać smyczy, znalazł Frodek, na szczęście blisko nas, bo nie zamierzałam daleko szukać. Ogarnęła mnie głupawka i początkowo nic nie czułam, ale już w drodze do domu potwornie bolała mnie twarz. W domu spojrzałam w lustro - spuchnięty nos i czoło, strużka krwi płynie po nosie, rozcięta warga. Dwoma lusterkami sprawdziłam swój profil - okej niezmodyfikowany, więc w ruch poszły mrożonki "Zupa wiosenna" i jakiś bliżej nieokreślony kawałek mięsa. Następnego dnia rano okazało się, że opuchlizna jest większa i przybiera kolor blue. Z pomocą przyszła mi krioterapia miejscowa - (pani nie bardzo chciała mi zrobić zabieg), ale uprosiłam, bo stwierdziłam, że gorzej chyba i tak już nie będzie. Opuchlizna praktycznie całkowicie zeszła, krwiaka codziennie zamaskowuję, ale nadal boli.
 

I chyba będzie długo bolało, może na tyle długo, że zapamiętam raz a dobrze - dzik prowadzi nocny tryb życia, a wieczorem wyrusza na żer. Nawet jeśli w lesie są tablice z wyznaczonymi ścieżkami spacerowymi, to las zawsze będzie lasem i domem dla zwierząt. Las uczy pokory...

c.d.n...

2 komentarze:

  1. Świetny wpis. Szkoda, że ludzie tak często zapominają, że to czyjś dom i powinno się go uszanować.

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 Uszate , Blogger